sobota, 14 lutego 2015

Warcholstwo po tysku


Podczas ostatniej sesji Rady Miasta Tychy (5 lutego br.) radni wskrzesili warcholską tradycję "liberum veto". Chodzi konkretnie o radnych prezydenta Tychów Andrzeja Dziuby (którzy niedawno przechrzcili się na klub Inicjatywa Tyska) i Platformy Obywatelskiej. W 25-osobowej Radzie Miasta Tychy oba te kluby stanowią koalicyjną większość. Liberum veto po tysku wyglądało tak, że owa większość, już na początku nadzwyczajnej sesji, wyszła z sali, zrywając tym samym prawomocność obrad. Tematem nadzwyczajnej debaty miał być apel dotyczący napiętej sytuacji m.in. w fabryce Fiat Auto Poland [„Echo” nr 6 z 11.02.2015 r]. Dzisiaj w FAP trwa ogłoszone przez NSZZ "Solidarność" pogotowie strajkowe.

Fot.1 ZB - Radni opuszczają salę sesyjną


Liberum veto oznacza dosłownie: „ wolne nie pozwalam”. Była to istotna zasada demokracji szlacheckiej Rzeczpospolitej w XVII – XVIII wieku. Umożliwiała, na skutek protestu jednego posła, zerwanie sejmu i uchylenie zapadłych już uchwał - wystarczyło krzyknąć na sali obrad: „veto”. Liberum veto pomyślane jako mechanizm przeciwstawiający się w sejmie hegemonii magnatów, stało się z czasem synonimem nieodpowiedzialności prowadzącej do upadku Rzeczpospolitej. Warcholskie veta zrywały sejmy, paraliżując państwo i doprowadzając do rozbiorów. W skrajnych przypadkach, poseł-warchoł, po wykrzyczeniu swojego: „nie pozwalam”, czym prędzej czmychał z sali obrad, obawiając się odwetu braci szlachty.
Podczas lutowej sesji Rady Miasta duch liberum veto w swoisty sposób reaktywowany został w Tychach. Mechanizm działania był uderzająco podobny. Zamiast szlacheckiego: „nie pozwalam” radni prezydenta Tychów i PO stwierdzili po mieszczańsku: „dyskusja bezprzedmiotowa” [całe ich oświadczenie w „Echu” nr 6 z br. na str. 3] i czym prędzej czmychnęli z sali obrad. Zrobiło się i śmiesznie, i strasznie.

Dlaczego śmiesznie? Ano chociażby dlatego, że radni umykający z sali sesyjnej, znajdującej się na pierwszym piętrze ratusza, udali się na piętro trzecie, by w pokojach biura obsługi Rady Miasta, z dala od mieszkańców i różnych takich co to przyjdą na sesję i obserwują, obsiąść ekrany komputerów i śledzić w internecie transmisję obrad, które przecież dopiero co, i to w wielkim pośpiechu opuścili. Tym samym zagłosowali nogami, że dyskusja jednak bezprzedmiotowa nie była.

Trudno też nie uśmiechnąć się zestawiając dwa obrazy. Jeden uwiecznia moment ślubowania radnych. Po odśpiewaniu hymnu, przy pochylonym sztandarze miasta, z namaszczeniem przysięgali: "Wierny Konstytucji i prawu Rzeczypospolitej Polskiej, ślubuję uroczyście obowiązki radnego sprawować godnie, rzetelnie i uczciwie, mając na względzie dobro mojej gminy i jej mieszkańców." Obraz drugi: radni tchórzliwie, ale z jakąż godnością - wymuszoną zapewne rotą ślubowania - czmychają z sali sesyjnej, by jak najszybciej uciec przed odpowiedzialnością wyrażenia swojego zdania w oczywistym głosowaniu (nie można przecież być mediatorem w sporze, w którym skonfliktowane strony o mediacje nie poprosiły – a tak było w tym przypadku). A przecież między jednym a drugim wydarzeniem, czyli od chwili ślubowania do dezercji, dla czmychających radnych: Lidii Gajdas, Michała Kasperczyka, Barbary Koniecznej, Urszuli Paździorek-Pawlik, Sławomira Sobociński, Józefa Twardzika, Krzysztofa Woźniaka, Kazimierza Chełmińskiego, Grzegorza Gwoździa, Marcina Rogali nie minęły nawet trzy miesiące. Natomiast dla dwóch radnych: Wojciecha Czarnoty i Mariusza Mazura był to zaledwie tydzień, bo ślubowanie złożyli dopiero 29 stycznia. Radni Damian Fierla (usunięty z klubu PiS) i Klaudiusz Slezak (PO) w ogóle nie przyszli na sesję.

Bojkot to rozpaczliwy oręż słabszych. Stosowany jest w ekstremalnych sytuacjach, by zwrócić np. uwagę większości, że demokracja to nie tylko matematyczna przewaga głosów ale i wysłuchanie racji mniej licznych. W Tychach doszło do historycznego wydarzenia: bojkot zastosowała większość wobec mniejszości! Trudno zachować w takiej sytuacji powagę. Może, aby uzdrowić tę sytuację, należy przyznać większości jakieś przywileje, by nie czuła się aż tak bardzo dyskryminowana w Radzie Miasta Tychy?


Fot.2 ZB - przewodniczący Maciej Gramatyka na sesji 5 lutego

I jeszcze postawa przewodniczącego Macieja Gramatyki z prezydenckiego klubu Inicjatywa Tyska. Trudno wyobrazić sobie, chociażby z racji zajmowanego stanowiska szefa Rady Miasta, by nie był co najmniej współscenarzystą lutowej premiery widowiska pt. „Czmychający radni”. Najpierw twierdził ze swoimi kolegami klubowymi: „dyskusja bezprzedmiotowa”, a gdy ci na to umówione hasło wyszli z sali, zarządził godzinną przerwę w obradach, oczekując rzekomo, że co najmniej dwóch z jego koalicyjnych partnerów opamięta się, powróci - przywracając kworum, a więc i prawomocność obrad. Nie doczekał się, co było od początku tego spektaklu oczywiste. Owa godzina oczekiwania nie przetrzebiła jednak złośliwie pozostających na sali obrad pozostałych radnych i widzów. Co wówczas robi pomysłowy szef RM? Zarządza dyskusję i sam bierze w niej udział, podważając tym samym swoje wcześniejsze przekonanie, że jest bezprzedmiotowa, a więc podstawę jej zbojkotowania. Dzięki temu z gracją odciął się od warcholstwa swoich koalicyjnych koleżanek i kolegów radnych.
No dobrze, wiadomo już czemu było śmiesznie. A dlaczego strasznie? Bo ci ludzie nami rządzą.