O autonomii Śląska słyszało wielu, niewielu jednak wie, że podobnie
szeroki samorząd II Rzeczpospolita planowała nadać też województwom południowo-wschodnim
(m.in. na Wołyniu). Ustawa ta nigdy jednak nie została wprowadzona w życie z
uwagi na wyraźne działania NKWD, które chciały ten system
szerokiej decentralizacji wykorzystać jako konia trojańskiego
do odłupania Kresów Wschodnich od II Rzeczpospolitej. Cel ten
zrealizowano po 17 września 1939 roku, przyłączając Kresy do Związku
Socjalistycznych Republik Radzieckich. Powołano się przy tym na autonomiczną wolę
miejscowej ludności. O tym i o innych aspektach autonomii mowa jest w wywiadzie
z dr nauk prawnych Andrzejem Drogoniem, byłym dyrektorem Instytutu Pamięci
Narodowej w Katowicach („Echo” nr 33 z 20.08.2014 r. „Katolicki duch Śląska”).
Fot. ZB - Gmach Sejmu Śląskiego w Katowicach |
Zdzisław BARSZEWICZ: Czy
dzisiaj województwu śląskiemu potrzebna jest taka autonomia, jak była tu przed
II wojną światową?
Andrzej DROGOŃ: Autonomię na Śląsku wprowadził ustawą
konstytucyjną z 15 lipca 1920 r. Sejm Ustawodawczy bez wyraźnych sprzeciwów
(nawiasem mówiąc była to druga w historii państwa polskiego ustawa
konstytucyjna - po 3-Majowej z 1791 r. - przyjęta z woli narodu). Niezwykle
ważnym jest, że w tej konstytucji nie użyto ani razu terminu: autonomia. Mówi
się o prawach samorządnych, co należy rozumieć jako autentyczne prawo
decydowania lokalnej społeczności o swoim losie.
ZB: Czyżby autonomia
Śląska źle się kojarzyła reszcie Polski?
AD: Nie sądzę. O autonomii mówili przecież publicznie jej
twórcy z Wojciechem Korfantym na czele. Wydaje się, że nazwa: autonomia, była
bardziej czytelna dla każdego odbiorcy. Zresztą forma znaczeniowa tej nazwy w
dużym stopniu odpowiadała temu, co było na ziemiach polskich znane chociażby z
doświadczeń galicyjskich. Pamiętajmy, że budowano system ustrojowy dla ziem,
które w 1920 r. nie należały jeszcze do Polski. Plebiscyt na Górnym Śląsku odbył
się dopiero w 1921 r. W moim odczuciu powszechne używanie takiej nazwy dla
tworzonego systemu samorządnego oddawało ducha praw. Chodziło o to, by w sposób
wyraźny nawiązać do idei, które przez okres kilkudziesięciu lat w Galicji,
będącej pod zaborem austriackim, pozwoliły na odrodzenie polskiego ducha
narodowego, stały się zaczynem niepodległego państwa polskiego. Mówiono
przecież powszechnie, że Galicja to polski Piemont! Sądzę, że lipcowa ustawa
była elementem swoistego poletka doświadczalnego, jakie pozostało po wizji
państwa polskiego, sformułowanej przez dra Józefa Buzka - jednego z
najwybitniejszych polskich administratywistów, czyli osób zajmujących się
prawem administracyjnym i ustrojem administracji publicznej.
ZB: Jaka to była
wizja?
AD: Józef Buzek (Jerzy Buzek, były przewodniczący Parlamentu
Europejskiego, jest jego bliskim krewnym), zaproponował projekt konstytucji już
w 1919 r. Wyraźnie nawiązywał do rozwiązań amerykańskich, można zaryzykować
tezę, że również czuć było próbę nawiązywania do najlepszych polskich tradycji
demokracji szlacheckiej (nie mylić z okresem oligarchii magnackiej). Polska
miała być federacją składającą się z 70 ziem o dużej samodzielności ustrojowej,
z własnymi konstytucjami.
ZB: Jaki był sens
stosowania rozwiązania galicyjskiego - które dawało ziemiom polskim, będącym
pod zaborem, jakąś namiastkę swobody - w Polsce, która była już przecież
niepodległym państwem?
AD: Trzeba mieć świadomość jak wielkie tradycje
decentralizacji funkcjonowały na ziemiach polskich, jak wielki wpływ Rzeczpospolita
Krakowska i autonomia galicyjska wywierały na proces kształtowania ducha
narodowego w okresie zaborczym. Państwo polskie funkcjonowało wówczas jedynie w
wymiarze duchowym. Jeśli przeniesiemy te tradycje na okres budowanej po 1918 roku
niepodległej Polski, to rozumienie tego typu decentralizacji, wypływające w
nowych okolicznościach z istoty demokracji, jest oczywiste. Federalistyczna
koncepcja państwa nie została całkowicie zarzucona, przynajmniej przez część
sceny politycznej.
ZB: Czyżby?
AD: Najlepszym dowodem jest ustawa gwarantująca szeroki
samorząd nadany w 1922r. województwom Polski południowo wschodniej (ustawa ta
nie została wprowadzona w życie – niestety, być może nie byłoby tragedii roku
1943 i następnych nie tylko na Wołyniu - z uwagi na wyraźne działania służb
sowieckiego NKWD, które chciały ten system szerokiej decentralizacji
wykorzystać dla realizacji celów, jakie zmaterializowano później, po 17
września 1939 roku, przyłączając ten obszar – wolą miejscowej ludności - do
państwa sowieckiego). Im większy i bliższy wpływ społeczeństwa na struktury
władzy, tym bardziej idea demokracji się materializuje. Nieprzypadkowo
obrońcami takiego rozwiązania byli przedstawiciele śląskiej chadecji. Takie
przeniesienie idei solidaryzmu społecznego na grunt praktyki ustrojowej państwa
jest ciągle aktualne.
ZB: Przeciwnicy
wprowadzania obecnie autonomii na Śląsku mówią, że ta przedwojenna była
potrzebna tylko po to, by wprowadzić w krwioobieg odradzającej się
Rzeczpospolitej obszar, który przed rozbiorami do niej nie należał - i już
spełniła swoje zadanie.
AD: Trudno przyjąć taki sposób pojmowania potrzeby szerokiej
decentralizacji, bo gdyby był właściwy, to autonomię Śląska zniesiono by już po
przewrocie majowym w 1926 roku. Najistotniejszym w tym rozwiązaniu, określanym
autonomią jest niezależność finansowa. Przedwojenne województwo śląskie, mimo
różnego rodzaju prób korekt tego systemu, czynionych przez władze centralne,
miało taką niezależność. Zresztą tangenta, czyli mechanizm pozwalający na
odprowadzanie części wypracowanych w województwie przychodów do budżetu
centralnego (reszta zostawała w Skarbie Śląskim), nie była wymysłem Ślązaków.
ZB: A czyim?
AD: Rozwiązanie to przeszczepione zostało z doświadczeń
pruskich. Znalazło swoje ustawowe umocowanie z woli polskich parlamentarzystów,
a prosty wzór określający wysokość odprowadzanych do budżetu centralnego
środków określiły władze centralne w Warszawie. Rokrocznie przelicznik był
przedmiotem ostrych sporów, ale wchodził w życie jedynie wtedy, kiedy ogłoszono
wspólne stanowisko władz centralnych oraz wojewódzkich. Dopóty, dopóki nie
osiągnięto konsensusu – rozliczenie nie mogło zaistnieć. Obecny powszechny opór
przed powieleniem takiego mechanizmu, moim zdaniem, podsycany jest głównie
przez olbrzymią centralną machinę biurokratyczną, zajmująca się przydzielaniem
pieniędzy z Warszawy. Niezależność finansowa, w ramach autonomii, opierała się
również na tym, że Sejm Śląski mógł wprowadzić dodatkowe opłaty do podatków –
nie wchodziły one do rozliczeń obejmowanych tangentą. W innych regionach daniny
publiczne były tym samym niższe. Mieszkańcy Śląska godzili się je ponosić, bo
pieniądze te były dobrze inwestowane w samorządnym województwie.
ZB: Podobny rodzaj
autonomii, bo opartej na niezależności finansowej regionów, Rosja proponuje
obecnie Ukrainie, jednocześnie gromadząc przy jej granicy dywizje pancerne. Jak
pan myśli, czy robi to kierując się tylko troską o dobro państwa ukraińskiego?
AD: Nie ma żadnej analogii między obecną sytuacja na
Ukrainie a Polską okresu międzywojennego. Utożsamianie autonomii w tamtych
uwarunkowaniach z separatyzmem jest jakimś wielkim nieporozumieniem. Ustawa z
1920 r. w pierwszym artykule stwierdzała wyraźnie, że województwo śląskie jest
nieodłączną częścią składową Rzeczpospolitej Polskiej. Zwolennikami autonomii
byli na Śląsku m.in. chadecy i endecy. Chce pan powiedzieć, że narodowcy polscy
dążyli do oderwania zarządzanego obszaru Polski od Polski? To absurd.
ZB: Nikt nie
kwestionuje patriotyzmu twórców autonomii Śląska. Nie sądzi pan jednak, że
autonomia to narzędzie i jedynie od tego kto nim dysponuje zależy jak zostanie
użyte?
AD: Niedługo odbędzie się referendum w Wielkiej Brytanii –
Szkoci zadecydują, czy będą mieli oddzielne państwo [Szkoci opowiedzieli się za
pozostaniem w Wielkiej Brytanii – przyp. ZB]. Ale działania integracyjne
wymusza Unia Europejska przez samo swoje istnienie. Większość Szkotów, jak
wskazują sondaże, chciałaby niepodległości, ale jednocześnie nie chce opuszczać
UE, a tu rodzi się problem - nie wiadomo jak wyjść z Wielkiej Brytanii, nie
wychodząc z Unii. Zresztą moglibyśmy zastanawiać się teoretycznie nad groźbą
separatyzmu na Śląsku w okresie międzywojennym, bo województwo to graniczyło z
Niemcami. Ale dzisiaj? Do jakiego państwa mieliby przyłączyć obecne województwo
śląskie ewentualni separatyści górnośląscy? Moim zdaniem dywagacje na temat
oderwania się Górnego Śląska od Polski jest tak samo prawdopodobne jak
przyłączenie się do Polski obwodu kaliningradzkiego.
ZB: Nie widzi pan
różnicy między enklawą zdominowaną przez Rosjan i ciążącą ku Rosji, a Śląskiem,
gdzie niektórzy mówią o sobie, że są narodem śląskim, wyraźnie separując się od
tego co polskie?
AD: Żebyśmy nie zabrnęli za daleko. Nie chodzi o to, by
myśleć tylko o relacjach Śląsk – Warszawa, ale o całej Polsce. Śląsk się
zmienia. Moi rodzice przyjechali do Tychów z Podkarpacia gdy miałem już 5 lat.
Wyrastałem na podwórku, gdzie większość rodzin miała śląskie korzenie. To byli
wszyscy moi przyjaciele z dzieciństwa. Gwarantuję panu, że nigdy nie odważyłbym
się zapytać, czy którykolwiek z nich nie czuł się Polakiem. Z narodowością
śląską – w moim odczuciu - dochodzi do nieporozumień. Nie można mieć podwójnej
narodowości, tak jak nie można mieć dwóch matek. Ślązacy, których ja znam to
przecież Polacy, przynajmniej zdecydowana większość tak o sobie myśli i to
mówi. Jednocześnie to, co zawsze najbardziej ceniłem u rodowitych mieszkańców
śląskiej ziemi, to poszanowanie ojcowizny, olbrzymie przywiązanie do rodziny,
do tradycji i regionalnej, pięknej, ale jednocześnie dosadnej mowy.
ZB: Co dzisiaj
oznacza być Ślązakiem?
AD: Prawdziwy Ślązak to człowiek solidnej i rzetelnej pracy,
uparty ale uczciwy, gotowy na duże poświęcenie w odniesieniu do tych, którzy
opierają swoje życie na wartościach. To chyba jest najważniejsze i dlatego tak
mocno było deklasowane przez system totalitarny: wartości wpajane od pierwszych
dni życia, wywodzące się z nieudawanego katolicyzmu. To pozwoliło przetrwać
polskości tych ziem przez stulecia, a w okresie najtrudniejszym - pruskiej
germanizacji – doprowadzić do odrodzenia polskości! To właśnie w okresie
najintensywniejszej germanizacji rodził się duch Augusta Hlonda, Wojciecha Korfantego
czy Konstantego Wolnego. Ten katolicki aspekt po dzień dzisiejszy bardzo łatwo
zweryfikować i rozumie to doskonale każdy, kto przedpołudnie ostatniej
niedzieli maja każdego roku spędza na Wzgórzach Piekarskich. Jeżeli
rozwiązania, które zaproponował w 1919 roku dr J. Buzek miałyby być forpocztą
ustrojowego systemu prawnego opartego na idei federacji, to takie rozwiązanie w
współczesnej Polsce mogłoby mieć sens wyłącznie wtedy, gdyby prawa samorządne
obejmowały jednocześnie wszystkie ziemie państwa polskiego. Inaczej mówiąc z
punktu widzenia dobra państwa, nie widzę sensu, by prawa samorządne, nazywane w
okresie międzywojennym autonomią, uzyskał w nim tylko jeden region.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz