czwartek, 29 stycznia 2015

Czy autonomia Śląska może być dla Polski koniem trojańskim?


O autonomii Śląska słyszało wielu, niewielu jednak wie, że podobnie szeroki samorząd II Rzeczpospolita planowała nadać też województwom południowo-wschodnim (m.in. na Wołyniu). Ustawa ta nigdy jednak nie została wprowadzona w życie z uwagi na wyraźne działania NKWD, które chciały ten system szerokiej decentralizacji wykorzystać jako konia trojańskiego do odłupania Kresów Wschodnich od II Rzeczpospolitej. Cel ten zrealizowano po 17 września 1939 roku, przyłączając Kresy do Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Powołano się przy tym na autonomiczną wolę miejscowej ludności. O tym i o innych aspektach autonomii mowa jest w wywiadzie z dr nauk prawnych Andrzejem Drogoniem, byłym dyrektorem Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach („Echo” nr 33 z 20.08.2014 r. „Katolicki duch Śląska”).

Fot. ZB - Gmach Sejmu Śląskiego w Katowicach


Zdzisław BARSZEWICZ: Czy dzisiaj województwu śląskiemu potrzebna jest taka autonomia, jak była tu przed II wojną światową?

Andrzej DROGOŃ: Autonomię na Śląsku wprowadził ustawą konstytucyjną z 15 lipca 1920 r. Sejm Ustawodawczy bez wyraźnych sprzeciwów (nawiasem mówiąc była to druga w historii państwa polskiego ustawa konstytucyjna - po 3-Majowej z 1791 r. - przyjęta z woli narodu). Niezwykle ważnym jest, że w tej konstytucji nie użyto ani razu terminu: autonomia. Mówi się o prawach samorządnych, co należy rozumieć jako autentyczne prawo decydowania lokalnej społeczności o swoim losie.

ZB: Czyżby autonomia Śląska źle się kojarzyła reszcie Polski?

AD: Nie sądzę. O autonomii mówili przecież publicznie jej twórcy z Wojciechem Korfantym na czele. Wydaje się, że nazwa: autonomia, była bardziej czytelna dla każdego odbiorcy. Zresztą forma znaczeniowa tej nazwy w dużym stopniu odpowiadała temu, co było na ziemiach polskich znane chociażby z doświadczeń galicyjskich. Pamiętajmy, że budowano system ustrojowy dla ziem, które w 1920 r. nie należały jeszcze do Polski. Plebiscyt na Górnym Śląsku odbył się dopiero w 1921 r. W moim odczuciu powszechne używanie takiej nazwy dla tworzonego systemu samorządnego oddawało ducha praw. Chodziło o to, by w sposób wyraźny nawiązać do idei, które przez okres kilkudziesięciu lat w Galicji, będącej pod zaborem austriackim, pozwoliły na odrodzenie polskiego ducha narodowego, stały się zaczynem niepodległego państwa polskiego. Mówiono przecież powszechnie, że Galicja to polski Piemont! Sądzę, że lipcowa ustawa była elementem swoistego poletka doświadczalnego, jakie pozostało po wizji państwa polskiego, sformułowanej przez dra Józefa Buzka - jednego z najwybitniejszych polskich administratywistów, czyli osób zajmujących się prawem administracyjnym i ustrojem administracji publicznej.

ZB: Jaka to była wizja?

AD: Józef Buzek (Jerzy Buzek, były przewodniczący Parlamentu Europejskiego, jest jego bliskim krewnym), zaproponował projekt konstytucji już w 1919 r. Wyraźnie nawiązywał do rozwiązań amerykańskich, można zaryzykować tezę, że również czuć było próbę nawiązywania do najlepszych polskich tradycji demokracji szlacheckiej (nie mylić z okresem oligarchii magnackiej). Polska miała być federacją składającą się z 70 ziem o dużej samodzielności ustrojowej, z własnymi konstytucjami.

ZB: Jaki był sens stosowania rozwiązania galicyjskiego - które dawało ziemiom polskim, będącym pod zaborem, jakąś namiastkę swobody - w Polsce, która była już przecież niepodległym państwem?

AD: Trzeba mieć świadomość jak wielkie tradycje decentralizacji funkcjonowały na ziemiach polskich, jak wielki wpływ Rzeczpospolita Krakowska i autonomia galicyjska wywierały na proces kształtowania ducha narodowego w okresie zaborczym. Państwo polskie funkcjonowało wówczas jedynie w wymiarze duchowym. Jeśli przeniesiemy te tradycje na okres budowanej po 1918 roku niepodległej Polski, to rozumienie tego typu decentralizacji, wypływające w nowych okolicznościach z istoty demokracji, jest oczywiste. Federalistyczna koncepcja państwa nie została całkowicie zarzucona, przynajmniej przez część sceny politycznej.

ZB: Czyżby?

AD: Najlepszym dowodem jest ustawa gwarantująca szeroki samorząd nadany w 1922r. województwom Polski południowo wschodniej (ustawa ta nie została wprowadzona w życie – niestety, być może nie byłoby tragedii roku 1943 i następnych nie tylko na Wołyniu - z uwagi na wyraźne działania służb sowieckiego NKWD, które chciały ten system szerokiej decentralizacji wykorzystać dla realizacji celów, jakie zmaterializowano później, po 17 września 1939 roku, przyłączając ten obszar – wolą miejscowej ludności - do państwa sowieckiego). Im większy i bliższy wpływ społeczeństwa na struktury władzy, tym bardziej idea demokracji się materializuje. Nieprzypadkowo obrońcami takiego rozwiązania byli przedstawiciele śląskiej chadecji. Takie przeniesienie idei solidaryzmu społecznego na grunt praktyki ustrojowej państwa jest ciągle aktualne.

ZB: Przeciwnicy wprowadzania obecnie autonomii na Śląsku mówią, że ta przedwojenna była potrzebna tylko po to, by wprowadzić w krwioobieg odradzającej się Rzeczpospolitej obszar, który przed rozbiorami do niej nie należał - i już spełniła swoje zadanie.

AD: Trudno przyjąć taki sposób pojmowania potrzeby szerokiej decentralizacji, bo gdyby był właściwy, to autonomię Śląska zniesiono by już po przewrocie majowym w 1926 roku. Najistotniejszym w tym rozwiązaniu, określanym autonomią jest niezależność finansowa. Przedwojenne województwo śląskie, mimo różnego rodzaju prób korekt tego systemu, czynionych przez władze centralne, miało taką niezależność. Zresztą tangenta, czyli mechanizm pozwalający na odprowadzanie części wypracowanych w województwie przychodów do budżetu centralnego (reszta zostawała w Skarbie Śląskim), nie była wymysłem Ślązaków.

ZB: A czyim?

AD: Rozwiązanie to przeszczepione zostało z doświadczeń pruskich. Znalazło swoje ustawowe umocowanie z woli polskich parlamentarzystów, a prosty wzór określający wysokość odprowadzanych do budżetu centralnego środków określiły władze centralne w Warszawie. Rokrocznie przelicznik był przedmiotem ostrych sporów, ale wchodził w życie jedynie wtedy, kiedy ogłoszono wspólne stanowisko władz centralnych oraz wojewódzkich. Dopóty, dopóki nie osiągnięto konsensusu – rozliczenie nie mogło zaistnieć. Obecny powszechny opór przed powieleniem takiego mechanizmu, moim zdaniem, podsycany jest głównie przez olbrzymią centralną machinę biurokratyczną, zajmująca się przydzielaniem pieniędzy z Warszawy. Niezależność finansowa, w ramach autonomii, opierała się również na tym, że Sejm Śląski mógł wprowadzić dodatkowe opłaty do podatków – nie wchodziły one do rozliczeń obejmowanych tangentą. W innych regionach daniny publiczne były tym samym niższe. Mieszkańcy Śląska godzili się je ponosić, bo pieniądze te były dobrze inwestowane w samorządnym województwie.

ZB: Podobny rodzaj autonomii, bo opartej na niezależności finansowej regionów, Rosja proponuje obecnie Ukrainie, jednocześnie gromadząc przy jej granicy dywizje pancerne. Jak pan myśli, czy robi to kierując się tylko troską o dobro państwa ukraińskiego?

AD: Nie ma żadnej analogii między obecną sytuacja na Ukrainie a Polską okresu międzywojennego. Utożsamianie autonomii w tamtych uwarunkowaniach z separatyzmem jest jakimś wielkim nieporozumieniem. Ustawa z 1920 r. w pierwszym artykule stwierdzała wyraźnie, że województwo śląskie jest nieodłączną częścią składową Rzeczpospolitej Polskiej. Zwolennikami autonomii byli na Śląsku m.in. chadecy i endecy. Chce pan powiedzieć, że narodowcy polscy dążyli do oderwania zarządzanego obszaru Polski od Polski? To absurd.

ZB: Nikt nie kwestionuje patriotyzmu twórców autonomii Śląska. Nie sądzi pan jednak, że autonomia to narzędzie i jedynie od tego kto nim dysponuje zależy jak zostanie użyte?

AD: Niedługo odbędzie się referendum w Wielkiej Brytanii – Szkoci zadecydują, czy będą mieli oddzielne państwo [Szkoci opowiedzieli się za pozostaniem w Wielkiej Brytanii – przyp. ZB]. Ale działania integracyjne wymusza Unia Europejska przez samo swoje istnienie. Większość Szkotów, jak wskazują sondaże, chciałaby niepodległości, ale jednocześnie nie chce opuszczać UE, a tu rodzi się problem - nie wiadomo jak wyjść z Wielkiej Brytanii, nie wychodząc z Unii. Zresztą moglibyśmy zastanawiać się teoretycznie nad groźbą separatyzmu na Śląsku w okresie międzywojennym, bo województwo to graniczyło z Niemcami. Ale dzisiaj? Do jakiego państwa mieliby przyłączyć obecne województwo śląskie ewentualni separatyści górnośląscy? Moim zdaniem dywagacje na temat oderwania się Górnego Śląska od Polski jest tak samo prawdopodobne jak przyłączenie się do Polski obwodu kaliningradzkiego.

ZB: Nie widzi pan różnicy między enklawą zdominowaną przez Rosjan i ciążącą ku Rosji, a Śląskiem, gdzie niektórzy mówią o sobie, że są narodem śląskim, wyraźnie separując się od tego co polskie?

AD: Żebyśmy nie zabrnęli za daleko. Nie chodzi o to, by myśleć tylko o relacjach Śląsk – Warszawa, ale o całej Polsce. Śląsk się zmienia. Moi rodzice przyjechali do Tychów z Podkarpacia gdy miałem już 5 lat. Wyrastałem na podwórku, gdzie większość rodzin miała śląskie korzenie. To byli wszyscy moi przyjaciele z dzieciństwa. Gwarantuję panu, że nigdy nie odważyłbym się zapytać, czy którykolwiek z nich nie czuł się Polakiem. Z narodowością śląską – w moim odczuciu - dochodzi do nieporozumień. Nie można mieć podwójnej narodowości, tak jak nie można mieć dwóch matek. Ślązacy, których ja znam to przecież Polacy, przynajmniej zdecydowana większość tak o sobie myśli i to mówi. Jednocześnie to, co zawsze najbardziej ceniłem u rodowitych mieszkańców śląskiej ziemi, to poszanowanie ojcowizny, olbrzymie przywiązanie do rodziny, do tradycji i regionalnej, pięknej, ale jednocześnie dosadnej mowy.

ZB: Co dzisiaj oznacza być Ślązakiem?


AD: Prawdziwy Ślązak to człowiek solidnej i rzetelnej pracy, uparty ale uczciwy, gotowy na duże poświęcenie w odniesieniu do tych, którzy opierają swoje życie na wartościach. To chyba jest najważniejsze i dlatego tak mocno było deklasowane przez system totalitarny: wartości wpajane od pierwszych dni życia, wywodzące się z nieudawanego katolicyzmu. To pozwoliło przetrwać polskości tych ziem przez stulecia, a w okresie najtrudniejszym - pruskiej germanizacji – doprowadzić do odrodzenia polskości! To właśnie w okresie najintensywniejszej germanizacji rodził się duch Augusta Hlonda, Wojciecha Korfantego czy Konstantego Wolnego. Ten katolicki aspekt po dzień dzisiejszy bardzo łatwo zweryfikować i rozumie to doskonale każdy, kto przedpołudnie ostatniej niedzieli maja każdego roku spędza na Wzgórzach Piekarskich. Jeżeli rozwiązania, które zaproponował w 1919 roku dr J. Buzek miałyby być forpocztą ustrojowego systemu prawnego opartego na idei federacji, to takie rozwiązanie w współczesnej Polsce mogłoby mieć sens wyłącznie wtedy, gdyby prawa samorządne obejmowały jednocześnie wszystkie ziemie państwa polskiego. Inaczej mówiąc z punktu widzenia dobra państwa, nie widzę sensu, by prawa samorządne, nazywane w okresie międzywojennym autonomią, uzyskał w nim tylko jeden region.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz