wtorek, 27 stycznia 2015

Śluby panieńskie w autonomii Śląska


Autonomia Śląska. W skrajnym przypadku te dwa słowa potrafią poróżnić nawet przykładnych śląskich małżonków. Autonomia bowiem, jak miłość, niejedno ma imię. Bo autonomiczne województwo śląskie należące do II Rzeczpospolitej to przecież i stawiany wszystkim nauczycielkom bezwzględny wymóg bycia panną, ale i autentyczny Skarb Śląski, pierwszeństwo w obsadzaniu stanowisk przez Górnoślązaków, ale też i dobrowolna rezygnacja z prawa zwalniającego mieszkańców województwa z poboru do wojska polskiego.
Nie tylko o tym udało się porozmawiać z Janem F. Lewandowskim, historykiem, autorem m.in. wydanej przez Alkmenę książki pt. „Czas autonomii” [„Echo” nr 32 z 13.08.2014 r.].


Fot.ZB - Gmach Sejmu Śląskiego w Katowicach wzniesiony w latach 1924 - 1929


Zdzisław BARSZEWICZ: Czy Górnemu Śląskowi potrzebna jest dzisiaj autonomia?

Jan F. LEWANDOWSKI: Potrzebna, ale wyjaśnijmy, co rozumiemy pod słowem „autonomia”. Autonomia rozumiana jako większa decentralizacja państwa, a więc przyznanie większych praw dla samorządów gminnych i regionalnych, jest potrzebna nie tylko Śląskowi, ale i innym regionom Polski.

ZB: Inne regiony Polski jakoś jednak o autonomię nie występują.

JFL: Bo Górny Śląsk ma swoją specyfikę historyczną i posiadał już w przeszłości autonomię. Ma się do czego odwoływać: 15 lipca 1920 r. Sejm Ustawodawczy w Warszawie uchwalił Statut Organiczny Województwa Śląskiego, nadając mu rangę ustawy konstytucyjnej. Dwa lata później, gdy II Rzeczpospolita przejęła przyznaną jej część Górnego Śląska, autonomia, określona tym statutem, weszła w życie.

ZB: Na czym konkretnie polegała?

JFL: Najwidoczniejszym jej wyrazem był Sejm Śląski, a podstawą Skarb Śląski. Dochody Skarbu Śląskiego oparte były na ogólnych ustawach podatkowych wprowadzanych w Rzeczpospolitej. Sejm Śląski nie miał prawa nakładania osobnych podatków. Istotne było to, że pobrane w województwie śląskim opłaty publiczne nie wędrowały od razu do Warszawy, jak dzisiaj, lecz właśnie do Skarbu Śląskiego, który posiadał własną administrację podatkową. Następnie na podstawie specjalnego wzoru wyliczeniowego obliczano tangentę, czyli kwotę przekazywaną do budżetu państwa.

ZB: Jaka to była część zebranych na Śląsku podatków?

JFL: Początkowo tangenta wynosiła do 40 proc. dochodów Skarbu Śląskiego, później rozliczenia skomplikowały się m.in. z powodu wprowadzenia na Śląsku państwowego monopolu tytoniowego i spirytusowego. Monopole wprowadzono na terenie województwa śląskiego bez wymaganej zgody Sejmu Śląskiego, który widział w tym naruszenie autonomii. Należy podkreślić, że statystyczny mieszkaniec województwa śląskiego oddawał państwu polskiemu (a najpierw oczywiście Skarbowi Śląskiemu) ponad czterokrotnie więcej niż statystyczny mieszkaniec reszty Polski. Daje to wrażenie o sile podatkowej województwa śląskiego na tle Rzeczpospolitej! Przykładowo w 1924 roku na województwo śląskie przypadało ponad 15 proc. wszystkich zebranych w Polsce podatków, chociaż zamieszkiwało je tylko 4 procent ludności Rzeczypospolitej.

ZB: Czym różniło się przeciętne życie w autonomicznym województwie śląskimi, od tego w innych regionach Polski?

JFL: Województwo śląskie było częścią Rzeczpospolitej niewątpliwie najbogatszą i najbardziej samorządną. Jednak Sejm Śląski chętnie korzystał z ustawodawstwa ogólnopolskiego, podejmując uchwały o rozciąganiu ustaw Rzeczpospolitej na województwo śląskie. Natomiast spod kompetencji Sejmu Śląskiego wyłączono nie tylko ustawodawstwo podatkowe, ale także politykę zagraniczną i sprawy wojskowe. Władzom śląskim podlegały jednak policja i szkolnictwo. Przeciętne życie nie różniło się może tak wiele, lecz istotne były mechanizmy zarządzania, które przyczyniały się do rozwoju autonomicznego województwa. Możliwości decyzyjne i pieniądze znajdowały się faktycznie w Katowicach, a nie w centrali.

ZB: Ale nauczycielkami w śląskich szkołach mogły być tylko panny…

JFL: No tak. Przez jakiś czas była to jedna z odrębności prawnych Śląska, świadcząca o konserwatyzmie obyczajowym Sejmu Śląskiego. Uznano, że nie można pogodzić obowiązków dobrej żony (matki) z dobrze wykonywanymi obowiązkami nauczycielki, dlatego uchwalono w 1926 roku tzw. ustawę celibatową – pozwalała ona zatrudniać w szkołach tylko niezamężne nauczycielki. Sejm Rzeczpospolitej uchylił tę ustawę w 1938 r. Jednak było to ewenementem. Najczęściej Sejm Śląski korzystał z ustawodawstwa ogólnopolskiego, ale strzegł swego prawa decydowania w tej materii.

ZB: Górnoślązacy zwolnieni byli też przez osiem lat z poboru do wojska polskiego.

JFL: Zapewnienie takie złożono mieszkańcom Śląska przed plebiscytem, który zadecydował o podziale Górnego Śląska między Polskę i Niemcy. Przepis taki znalazł się w ustawie Sejmu Rzeczpospolitej z 1920 r., ale już trzy lata później Sejm Śląski sam zwrócił się do władz centralnych o jego zniesienie i Ślązacy podlegali poborowi jak wszyscy obywatele Polski.

ZB: A ustawowy przepis, że Górnoślązacy mają pierwszeństwo w obsadzaniu stanowisk w administracji województwa śląskiego?

JFL: Przy równych kwalifikacjach z innymi kandydatami. Takie przepisy należy widzieć w kontekście walki plebiscytowej o Górny Śląsk. To mieszkańcy mieli zadecydować, komu ten bardzo ważny region przypadnie – Polsce czy Niemcom. Agitacja niemiecka powiadała wtedy Ślązakom, że w Polsce np. w administracji, nie mają co liczyć na awans (gdy w Niemczech praktykowano częściej obsadzanie regionalnej administracji miejscowymi ludźmi) – stąd polska odpowiedź o pierwszeństwie w obsadzaniu stanowisk. Należy pamiętać, że Rzeczpospolita przed rozbiorami nie obejmowała Śląska. Wojciech Korfanty zastanawiał się, czym zachęcić jak największą liczbę Ślązaków, niekoniecznie nawet deklarujących polskość, by opowiedzieli się za Polską.

ZB: I dlatego uznał, że przy obsadzaniu stanowisk tak ważne jest miejsce urodzenia?

JFL: Nie tyle miejsce urodzenia, ile raczej miejsce zamieszkania. Pomysł autonomii był bardzo nośny. Jak wspominał po latach jeden z polskich działaczy plebiscytowych Władysław Borth, na uchwaloną już autonomię powoływano się powszechnie podczas kampanii plebiscytowej: „Nie było wiecu ani zebrania, abyśmy się na ten akt nie powoływali”. Dodawał ponadto, że autonomii życzyły sobie „wszystkie grupy społeczne, a więc robotnicy, rolnicy, kupcy, rzemieślnicy i inteligencja pracująca. Za autonomią opowiadała się zarówno śląska ludność rodzima, jak i mieszkający wśród niej Wielkopolanie”. Plebiscyt i tak wygrali Niemcy stosunkiem głosów 60:40. Gdyby nie uchwalona już autonomia, na pewno byłby to rezultat o wiele gorszy dla Polski, a wtedy nie wiadomo, czy w ogóle uznano by prawo Polski nawet do części Śląska.

ZB: Kiedy czas autonomii się skończył?

JFL: Faktycznie z chwilą najazdu Niemiec na Polskę w 1939 r., formalnie dokonała tego komunistyczna Krajowa Rada Narodowa w 1945 r., choć w świetle prawa można powiedzieć, że autonomia śląska nadal istnieje.

ZB: Jak to?

JFL: Likwidacja autonomii przez KRN dotknięta jest wadą prawną – nie uzyskano na nią zgody Sejmu Śląskiego, a wymóg taki zawierał artykuł 44 Statutu Organicznego z 1920 roku. Komuniści przy likwidacji powoływali się na konstytucję marcową II Rzeczpospolitej, a tym samym akceptowali także art. 44 Statutu Organicznego. Skoro starali się o zachowanie pozorów legalizmu w stanowieniu prawa, to przecież – stosownie do ustawy konstytucyjnej z 1920 roku i jej artykułu 44 – ustawa KRN powinna, dla zyskania ważności, uzyskać zgodę Sejmu Śląskiego, a tej zgody nie uzyskała. Bo przecież Sejmu Śląskiego nie zwołano. Zatem uchwała KRN o likwidacji autonomii była z natury nielegalna. Jestem bardzo ciekaw, co powiedziałby dzisiejszy Trybunał Konstytucyjny Rzeczpospolitej, gdyby zajął się legalnością zlikwidowania śląskiej autonomii…


ZB: Przeciwnicy autonomii twierdzą, że spełniła ona swoje zadanie. Teraz byłaby narzędziem służącym do oderwania Śląska od Polski.


JFL: Dla twórców autonomii oczywistym było, że Śląsk jest integralną częścią Rzeczpospolitej, tyle że inaczej wewnętrznie urządzoną. Nie przejawiali skłonności separatystycznych, a uważali, że autonomia śląska dobrze służy i Śląskowi, i Polsce. Dobrym na to przykładem jest fakt zrezygnowania w 1924 r. przez Sejm Śląski z utworzenia osobnej Śląskiej Rady Obrachunkowej, jako organu kontrolującego (czegoś w rodzaju śląskiej, odrębnej Najwyższej Izby Kontroli), choć zagwarantowane to zostało w Statucie Organicznym. Kompetencje te oddano dobrowolnie Najwyższej Izbie Kontroli w Warszawie, która utworzyła w Katowicach swoją delegaturę. Podobnych przykładów można byłoby podać więcej. Nie widzę powodu, by dzisiaj myśleć o Śląsku inaczej. Dzisiaj w tamtej autonomii można zobaczyć wręcz sugestię myśli o poważniejszej reformie decentralizacyjnej państwa polskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz