Autonomia Śląska. W skrajnym przypadku te dwa słowa potrafią
poróżnić nawet przykładnych śląskich małżonków. Autonomia bowiem, jak miłość, niejedno
ma imię. Bo autonomiczne województwo śląskie należące do II Rzeczpospolitej to
przecież i stawiany wszystkim nauczycielkom bezwzględny wymóg bycia panną, ale
i autentyczny Skarb Śląski, pierwszeństwo w obsadzaniu stanowisk przez
Górnoślązaków, ale też i dobrowolna rezygnacja z prawa zwalniającego
mieszkańców województwa z poboru do wojska polskiego.
Nie tylko o tym udało się porozmawiać z Janem F.
Lewandowskim, historykiem, autorem m.in. wydanej przez Alkmenę książki pt.
„Czas autonomii” [„Echo” nr 32 z 13.08.2014 r.].
Fot.ZB - Gmach Sejmu Śląskiego w Katowicach wzniesiony w latach 1924 - 1929 |
Zdzisław BARSZEWICZ: Czy
Górnemu Śląskowi potrzebna jest dzisiaj autonomia?
Jan F. LEWANDOWSKI: Potrzebna, ale wyjaśnijmy, co rozumiemy
pod słowem „autonomia”. Autonomia rozumiana jako większa decentralizacja
państwa, a więc przyznanie większych praw dla samorządów gminnych i
regionalnych, jest potrzebna nie tylko Śląskowi, ale i innym regionom Polski.
ZB: Inne regiony
Polski jakoś jednak o autonomię nie występują.
JFL: Bo Górny Śląsk ma swoją specyfikę historyczną i
posiadał już w przeszłości autonomię. Ma się do czego odwoływać: 15 lipca 1920
r. Sejm Ustawodawczy w Warszawie uchwalił Statut Organiczny Województwa
Śląskiego, nadając mu rangę ustawy konstytucyjnej. Dwa lata później, gdy II
Rzeczpospolita przejęła przyznaną jej część Górnego Śląska, autonomia,
określona tym statutem, weszła w życie.
ZB: Na czym
konkretnie polegała?
JFL: Najwidoczniejszym jej wyrazem był Sejm Śląski, a
podstawą Skarb Śląski. Dochody Skarbu Śląskiego oparte były na ogólnych
ustawach podatkowych wprowadzanych w Rzeczpospolitej. Sejm Śląski nie miał
prawa nakładania osobnych podatków. Istotne było to, że pobrane w województwie
śląskim opłaty publiczne nie wędrowały od razu do Warszawy, jak dzisiaj, lecz
właśnie do Skarbu Śląskiego, który posiadał własną administrację podatkową.
Następnie na podstawie specjalnego wzoru wyliczeniowego obliczano tangentę,
czyli kwotę przekazywaną do budżetu państwa.
ZB: Jaka to była
część zebranych na Śląsku podatków?
JFL: Początkowo tangenta wynosiła do 40 proc. dochodów
Skarbu Śląskiego, później rozliczenia skomplikowały się m.in. z powodu
wprowadzenia na Śląsku państwowego monopolu tytoniowego i spirytusowego.
Monopole wprowadzono na terenie województwa śląskiego bez wymaganej zgody Sejmu
Śląskiego, który widział w tym naruszenie autonomii. Należy podkreślić, że
statystyczny mieszkaniec województwa śląskiego oddawał państwu polskiemu (a
najpierw oczywiście Skarbowi Śląskiemu) ponad czterokrotnie więcej niż
statystyczny mieszkaniec reszty Polski. Daje to wrażenie o sile podatkowej województwa
śląskiego na tle Rzeczpospolitej! Przykładowo w 1924 roku na województwo
śląskie przypadało ponad 15 proc. wszystkich zebranych w Polsce podatków,
chociaż zamieszkiwało je tylko 4 procent ludności Rzeczypospolitej.
ZB: Czym różniło się
przeciętne życie w autonomicznym województwie śląskimi, od tego w innych
regionach Polski?
JFL: Województwo śląskie było częścią Rzeczpospolitej
niewątpliwie najbogatszą i najbardziej samorządną. Jednak Sejm Śląski chętnie
korzystał z ustawodawstwa ogólnopolskiego, podejmując uchwały o rozciąganiu
ustaw Rzeczpospolitej na województwo śląskie. Natomiast spod kompetencji Sejmu
Śląskiego wyłączono nie tylko ustawodawstwo podatkowe, ale także politykę
zagraniczną i sprawy wojskowe. Władzom śląskim podlegały jednak policja i
szkolnictwo. Przeciętne życie nie różniło się może tak wiele, lecz istotne były
mechanizmy zarządzania, które przyczyniały się do rozwoju autonomicznego
województwa. Możliwości decyzyjne i pieniądze znajdowały się faktycznie w
Katowicach, a nie w centrali.
ZB: Ale
nauczycielkami w śląskich szkołach mogły być tylko panny…
JFL: No tak. Przez jakiś czas była to jedna z odrębności
prawnych Śląska, świadcząca o konserwatyzmie obyczajowym Sejmu Śląskiego.
Uznano, że nie można pogodzić obowiązków dobrej żony (matki) z dobrze
wykonywanymi obowiązkami nauczycielki, dlatego uchwalono w 1926 roku tzw.
ustawę celibatową – pozwalała ona zatrudniać w szkołach tylko niezamężne
nauczycielki. Sejm Rzeczpospolitej uchylił tę ustawę w 1938 r. Jednak było to
ewenementem. Najczęściej Sejm Śląski korzystał z ustawodawstwa ogólnopolskiego,
ale strzegł swego prawa decydowania w tej materii.
ZB: Górnoślązacy
zwolnieni byli też przez osiem lat z poboru do wojska polskiego.
JFL: Zapewnienie takie złożono mieszkańcom Śląska przed
plebiscytem, który zadecydował o podziale Górnego Śląska między Polskę i
Niemcy. Przepis taki znalazł się w ustawie Sejmu Rzeczpospolitej z 1920 r., ale
już trzy lata później Sejm Śląski sam zwrócił się do władz centralnych o jego
zniesienie i Ślązacy podlegali poborowi jak wszyscy obywatele Polski.
ZB: A ustawowy
przepis, że Górnoślązacy mają pierwszeństwo w obsadzaniu stanowisk w
administracji województwa śląskiego?
JFL: Przy równych kwalifikacjach z innymi kandydatami. Takie
przepisy należy widzieć w kontekście walki plebiscytowej o Górny Śląsk. To
mieszkańcy mieli zadecydować, komu ten bardzo ważny region przypadnie – Polsce
czy Niemcom. Agitacja niemiecka powiadała wtedy Ślązakom, że w Polsce np. w
administracji, nie mają co liczyć na awans (gdy w Niemczech praktykowano
częściej obsadzanie regionalnej administracji miejscowymi ludźmi) – stąd polska
odpowiedź o pierwszeństwie w obsadzaniu stanowisk. Należy pamiętać, że
Rzeczpospolita przed rozbiorami nie obejmowała Śląska. Wojciech Korfanty
zastanawiał się, czym zachęcić jak największą liczbę Ślązaków, niekoniecznie
nawet deklarujących polskość, by opowiedzieli się za Polską.
ZB: I dlatego uznał,
że przy obsadzaniu stanowisk tak ważne jest miejsce urodzenia?
JFL: Nie tyle miejsce urodzenia, ile raczej miejsce
zamieszkania. Pomysł autonomii był bardzo nośny. Jak wspominał po latach jeden
z polskich działaczy plebiscytowych Władysław Borth, na uchwaloną już autonomię
powoływano się powszechnie podczas kampanii plebiscytowej: „Nie było wiecu ani
zebrania, abyśmy się na ten akt nie powoływali”. Dodawał ponadto, że autonomii
życzyły sobie „wszystkie grupy społeczne, a więc robotnicy, rolnicy, kupcy,
rzemieślnicy i inteligencja pracująca. Za autonomią opowiadała się zarówno
śląska ludność rodzima, jak i mieszkający wśród niej Wielkopolanie”. Plebiscyt
i tak wygrali Niemcy stosunkiem głosów 60:40. Gdyby nie uchwalona już
autonomia, na pewno byłby to rezultat o wiele gorszy dla Polski, a wtedy nie
wiadomo, czy w ogóle uznano by prawo Polski nawet do części Śląska.
ZB: Kiedy czas
autonomii się skończył?
JFL: Faktycznie z chwilą najazdu Niemiec na Polskę w 1939
r., formalnie dokonała tego komunistyczna Krajowa Rada Narodowa w 1945 r., choć
w świetle prawa można powiedzieć, że autonomia śląska nadal istnieje.
ZB: Jak to?
JFL: Likwidacja autonomii przez KRN dotknięta jest wadą
prawną – nie uzyskano na nią zgody Sejmu Śląskiego, a wymóg taki zawierał
artykuł 44 Statutu Organicznego z 1920 roku. Komuniści przy likwidacji
powoływali się na konstytucję marcową II Rzeczpospolitej, a tym samym
akceptowali także art. 44 Statutu Organicznego. Skoro starali się o zachowanie
pozorów legalizmu w stanowieniu prawa, to przecież – stosownie do ustawy
konstytucyjnej z 1920 roku i jej artykułu 44 – ustawa KRN powinna, dla zyskania
ważności, uzyskać zgodę Sejmu Śląskiego, a tej zgody nie uzyskała. Bo przecież
Sejmu Śląskiego nie zwołano. Zatem uchwała KRN o likwidacji autonomii była z
natury nielegalna. Jestem bardzo ciekaw, co powiedziałby dzisiejszy Trybunał
Konstytucyjny Rzeczpospolitej, gdyby zajął się legalnością zlikwidowania
śląskiej autonomii…
ZB: Przeciwnicy
autonomii twierdzą, że spełniła ona swoje zadanie. Teraz byłaby narzędziem
służącym do oderwania Śląska od Polski.
JFL: Dla twórców autonomii oczywistym było, że Śląsk jest integralną
częścią Rzeczpospolitej, tyle że inaczej wewnętrznie urządzoną. Nie przejawiali
skłonności separatystycznych, a uważali, że autonomia śląska dobrze służy i
Śląskowi, i Polsce. Dobrym na to przykładem jest fakt zrezygnowania w 1924 r.
przez Sejm Śląski z utworzenia osobnej Śląskiej Rady Obrachunkowej, jako organu
kontrolującego (czegoś w rodzaju śląskiej, odrębnej Najwyższej Izby Kontroli),
choć zagwarantowane to zostało w Statucie Organicznym. Kompetencje te oddano
dobrowolnie Najwyższej Izbie Kontroli w Warszawie, która utworzyła w Katowicach
swoją delegaturę. Podobnych przykładów można byłoby podać więcej. Nie widzę
powodu, by dzisiaj myśleć o Śląsku inaczej. Dzisiaj w tamtej autonomii można
zobaczyć wręcz sugestię myśli o poważniejszej reformie decentralizacyjnej
państwa polskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz